Tak jak obiecywałam w poprzednim wpisie, zebrałam dla Was sprawdzone przeze mnie (i nie tylko), efektywne metody nauki języka angielskiego, które łączą przyjemne z pożytecznym. Miało być zwięźle, a wyszło obszernie. Dlatego herbatka w dłoń i zapraszam do lektury 🙂
#1 Działajmy po angielsku
Świetnym pomysłem na oswajanie malucha z brzmieniem języka jest opowiadanie mu o tym, co aktualnie robimy. W przypadku niemowlęcia możemy opisywać czynności pielęgnacyjne, które wokół niego wykonujemy albo relacjonować to, co robią inni domownicy. Ze starszakiem mamy dużo większe pole do popisu, bo oprócz używania języka angielskiego podczas wykonywania wszelkich czynności dnia codziennego, np. robienia prania, aktywnie angażujemy go do pomocy. Zatem, gdy maluch z zaangażowaniem się nam przygląda, a starszak chce pomagać, opisujemy rzeczywistość:
Mummy’s going to do the laundry now. (Teraz mamusia zrobi pranie.)
I’m taking dirty clothes out of the laundry basket – socks, panties, daddy’s T-shirt, mommy’s dress and Stasio’s rompers. (Wyjmuję z kosza na pranie brudne ubrania – skarpetki, majtusie, bluzeczkę taty, sukienkę mamy i śpioszki Stasia.)
Let’s put the laundry into the washing machine. (Włóżmy brudne rzeczy do pralki.)
Will you help me hang up the washing on the airer? (Czy pomożesz mi rozwiesić pranie na suszarce?)
Wyciągając poszczególne części garderoby pokazuję je dziecku, nazywam i krótko opisuję. Mówiąc po angielsku, często nieco przerysowuję gesty czy mimikę, żeby zrobić ze zwyczajnej czynności fajną zabawę i maksymalnie zaciekawić malucha. To samo ma miejsce, gdy gotujemy:
Are we baking a sponge cake or butter cookies? (Pieczemy biszkopt czy ciasteczka maślane? )
We need some flour, some butter, 3 eggs and a glass of milk. (Potrzebujemy trochę mąki, masło, 3 jajka i szklankę mleka.)
Put all the ingredients into the bowl and mix them carefully. (Wrzuć wszystkie składniki do miski i ostrożnie wymieszaj).
The pan is hot. If you don’t want to burn your hand, don’t touch it. (Patelnia jest bardzo gorąca. Jeśli nie chcesz się poparzyć, nie dotykaj jej.)
What do you feel like eating your pancakes with – strawberry jam or plum butter? (Z czym chcesz naleśniki – z dżemem czy powidłami śliwkowymi?)
Moje dzieci są zachwycone za każdym razem, gdy angażuję je do pracy w kuchni czy przy rozwieszaniu prania (wspólne sprzątanie domu już nie jest dla nich tak atrakcyjne…). Oczywiście zawsze dostają zadania na miarę swojego wieku i umiejętności. Ich pomoc sprowadza się do wyciągania ubrań z pralki, pozbierania zabawek z podłogi przed odkurzaniem, czy wsypywania mąki do miski i wycinania ciastek foremkami.
Wyobrażenia vs rzeczywistość
Kiedy po raz pierwszy zostałam mamą, wizja mojego macierzyństwa była bardzo oderwana od rzeczywistości. Dążyłam do tego, żeby mieć zawsze wysprzątany dom, pełnowartościowy obiad, piękne ubrane dziecko, a poza tym masę czasu na realizowanie wyszukanych, edukacyjnych zabaw z maluchem. Rzeczywistość szybko zweryfikowała moje odrealnione założenia, szczególnie gdy w niedługim czasie dołączył do nas synek. Stało się jasne, że z czegoś trzeba będzie zrezygnować.
Porządek czy rozwój dziecka?
Część rodziców unika angażowania dzieci do pomocy w domu. Powodów jest wiele, zaczynając od tych błahych:
„Bo się pobrudzi”, „Bo rozsypie”, „Bo będzie to trwało godzinami, a sama uwinę się w kilka minut” itp.
po te bardziej poważne:
„Bo się skaleczy”, „Bo się poparzy”, „Bo spadnie”
Tego typu wyrażenia wszyscy słyszeliśmy w dzieciństwie, a teraz słuchają ich nasze dzieci. Są one głęboko zakorzenione w naszej pesymistycznej i mocno krytykanckiej kulturze. Z góry zakładamy, że dziecko jest niezdolne i narażone na mnóstwo zagrożeń, przed którymi musimy je chronić, wyręczając je i absolutnie nie angażując do pomocy.
Psychologia rozwojowa udowodniła, że angażowanie dzieci do prostych domowych czynności (wspólnego gotowania, prania, sprzątania) ma mnóstwo zalet:
- skutecznie uwzględnia wiele kanałów poznawania świata poprzez zmysły (wzrok, słuch, ruch);
- sprawia, że dziecko ma zaspokojoną potrzebę przynależności, czuje się częścią domu;
- dziecko widzi, że jest kompetentne, żeby realizować nowe zadania;
- poznaje swoje otoczenie, widzi jaką pracę wykonują rodzice;
- wzrasta jego poczucie własnej wartości;
Człowiek, a w szczególności ten najmłodszy, ma wielką potrzebę przynależności – chce czuć, że jest potrzebny i zauważany, że jego wkład w życie domowników ma znaczenie. Oczywiście to wszystko musi odbywać się w atmosferze wzajemnego szacunku i przyjaźni.
Bezpieczna atmosfera jest warunkiem koniecznym, by dziecko miało otwarty umysł na nowe wyzwania (patrz: rozmawianie z mamą po angielsku) 🙂
#2 Na dobry początek, posłuchajmy…
No dobrze, ale co jeśli rodzic nie mówi po angielsku albo obawia się, że będzie mówił do dziecka z błędami? Bez obaw – jest na to sposób.
XXI wiek przyniósł ze sobą setki, jeśli nie tysiące, rozwiązań mających na celu wspomóc rozwój kompetencji językowych. Jeśli (z różnych powodów) nie posyłamy naszych milusińskich na profesjonalne zajęcia językowe, możemy wyposażyć się w książeczki z piosenkami dla dzieci, do których dołączona jest płyta lub nagrania mp3.
Dzieci uwielbiają śpiewać piosenki, a szczególnie te z pokazywaniem. Idealnie jeśli rodzic może włączyć się w taką wspólną zabawę. Nie musimy obawiać się, że nauczymy dziecko złej wymowy, bo takie nagrania zwykle są wykonywane przez profesjonalistów. W ten sposób dziecko osłuchuje się z brzmieniem języka, wspomagamy jego rozwój muzyczny, językowy i motoryczny, a przy tym dobrze się razem bawimy.
Helenka uwielbia serię „Angielski dla dzieci, PIOSENKI” wydawnictwa EDGARD. Odkąd dostała tą książeczkę, przez kolejne kilka miesięcy każdy dzień rozpoczynała od włączenia odtwarzacza i odsłuchiwaniu ich od deski do deski. W trakcie słuchania piosenek przeglądała ilustracje i na ich podstawie próbowała odgadywać o czym jest piosenka.
Początkowo w ogóle nie próbowała śpiewać, ani nawet nie podejmowała prób, a ja jej nie zachęcałam. Sama spontanicznie podśpiewywałam piosenki śledząc tekst w książce. Wkrótce nauczyłam się większości na pamięć, bo piosenki dziecięce szybko wpadają w ucho. W późniejszym czasie córka puszczała sobie te płyty jako piosenki do tańca.
Pewnego dnia totalnie nas zaskoczyła… Przeglądała (po raz n-ty) wspomnianą książkę z piosenkami w swoim pokoju i śpiewała każdą zilustrowaną w niej piosenkę. Oczywiście nie była to angielszczyzna w czystej postaci, ale słychać było, że próbuje odtwarzać słowa i dźwięki jak najlepiej potrafi.
To był wielki przełom i informacja dla mnie, że dziecko wcale nie musi aktywnie uczyć się piosenek, żeby dźwięki same „wpadały do głowy”.
Nieco później odkryłam „Pomelody” – znakomite wydawnictwo muzyczne dla dzieci tworzone przez polskie małżeństwo z wykształceniem muzycznym. Śpiewniki tworzone przez Pomelody to wysokiej jakości opracowania znanych standardów jak również niszowych utworów z całego świata.
Jest to zdecydowanie opcja dla bardziej wymagających rodziców, którym leży na sercu szeroko rozumiane „wychowanie przez sztukę”.
#3 Play Dates
Jak już kilkukrotnie wspomniałam dziecko najlepiej uczy się w 3D, kiedy może dotknąć, powąchać, usłyszeć. W dużych polskich miastach powoli zyskują na popularności tzw. Play Dates, czyli spotkania organizowane w prywatnych domach przez rodziców dla rodziców (przeważnie mam) i małych dzieci. To fajna opcja dla dorosłych, żeby spotkać się z innymi dorosłymi, którzy żyją w podobnej rzeczywistości do naszej oraz świetna okazja dla dzieci, by nabywać pierwsze kompetencje społeczne w zabawie z innymi dziećmi. Idealnie byłoby posiadać w swoim gronie obcojęzyczne dziecko, od którego inne mogłyby zaczerpnąć języka obcego poprzez wspólną zabawę. Niestety, na wsiach i w małych miasteczkach w Polsce ze świecą szukać obcokrajowców, tym bardziej z małymi dziećmi. Wiadomo jednak, że od każdej reguły są wyjątki więc warto mieć takie rozwiązanie na uwadze.
#4 Teddy, czyli mój obcojęzyczny przyjaciel
Jeśli nie mamy w okolicy anglojęzycznych sąsiadów, możemy stworzyć naszemu dziecku anglojęzycznego przyjaciela. Do tego celu wystarczy nam pluszowy miś lub lalka, których pewnego dnia przywieziemy ze sobą do domu (znacie historię o Paddingtonie? ?). Przedstawiamy dziecku misia, mówimy jak się nazywa (u nas to byli Teddy, Sophie i Lucy) i tłumaczymy, że miś przyjechał do nas z daleka, i że nie potrafi mówić po polsku. Jego językiem ojczystym jest angielski, dlatego, żeby się razem bawić będziemy do niego mówić po angielsku. Miś też chce się nauczyć naszego języka, dlatego będziemy go uczyć jak się nazywają różne rzeczy po polsku. W taki sposób kreujemy obcokrajowca w naszym domu.
Oczywiście, żeby zabawa mogła się rozwijać, rodzic powinien jej przewodzić. My na początku oprowadzałyśmy misia po domu, mówiłyśmy do czego służą poszczególne pokoje i przedmioty. Na późniejszym etapie kupiłam kolorowe karty obrazkowe i miś mówił nam jak on je nazywa po angielsku.
Jeśli nie macie dużo czasu na wyszukane aktywności z dzieckiem, polecam 15 minut dziennie zabawy z Teddym.
Teddy wants to play!
#5 Opowiem Ci bajeczkę…
Mam przekonanie, że większość osób w pokoleniu dzisiejszych 30-latków świetnie rozumie wielką moc jaką ma czytanie książek dzieciom. Warto włączyć w nasz codzienny rytuał czytanie dzieciom po angielsku. Niech to będą książki opatrzone pięknymi ilustracjami, żeby przykuć uwagę dziecka. Ogromną popularnością cieszą się dzisiaj Picture Booki, czyli książki obrazkowe. Ich główną zaletą jest to, że to czego słowo nie wypowie, obraz to dopowie.
Nawet jeśli dziecko nie rozumie o czym mu czytamy, obrazek wyjaśnia o czym jest historia. Dla bardziej wprawionych rodziców polecam książki do opowiadania, takie jak popularny „Rok w lesie”, światowy bestseller „Ulica Czereśniowa” lub „Miasto zagubionych rzeczy”. Kiedy sięgamy po te książki, za każdym razem zauważamy coś nowego.
Przy tej okazji rodzic może się również wiele nauczyć. Czy wiecie na przykład jak jest po polsku kuropatwa? Ja nie wiedziałam – ale już wiem – ang. partridge 🙂
Magda, a co z bajkami?
Jeśli chodzi o bajki wyświetlane na wszelkiego rodzaju ekranach to mają one swoich zwolenników i zagorzałych przeciwników. Nie zaliczam się ani do jednych, ani drugich, natomiast jestem orędowniczką umiaru. Nie od dzisiaj wiadomo, że dziecko najefektywniej uczy się w trójwymiarze (3D). Im więcej kanałów zmysłowego poznania zaangażujemy, tym więcej wyniesiemy. Dziecko posadzone przed ekranem patrzy na migawki i niewątpliwie osłuchuje się z językiem. Nie przełoży się to jednak na produkcję języka w przypadku, gdy jest to jedyny kontakt dziecka z językiem obcym. Jeśli ciekawi Was jakie bajki zdecydowałam się puszczać moim dzieciom, koniecznie śledźcie mój blog, bo taki artykuł niebawem się tutaj pojawi.
Jeżeli zakiełkowała w was chęć wprowadzenia języka angielskiego do waszych domów, polecam blog English Speaking Mum https://englishspeakingmum.pl/produkt/at-home/, gdzie znajdziecie ogrom wiedzy oraz potrzebne materiały do zaszczepienia dwujęzyczności w waszych dzieciach. Sama, choć jestem po studiach językowych, w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że brakuje mi potocznych wyrażeń dotyczących życia codziennego. Z opracowanych publikacji bardzo skorzystałam.